ŁAŹNIA 2 2013 - KAMILA SZEJNOCH Falowiec Colour System
15 - 30 września 2013
CEA Łaźnia 2, ul. Strajku Dokerów 5, Gdańsk Nowy Port
 
"Falowiec Colour System" to projekt miejski Kamili Szejnoch w ramach pobytu rezydencyjnego w Centrum Sztuki Współczesnej Łaźnia w Gdańsku. Projekt porusza temat kolorów architektury, a jego punktem wyjścia jest Falowiec - blok, którego układ przypomina falę - w gdańskiej dzielnicy Nowy Port. Falowiec ten nie wyróżnia się na tle innych bloków tego typu długością (zaledwie 250 m, najdłuższy liczy 860 m), lecz intensywną plażową kolorystyką.
 
Obok falowca znajdują się rzędy garaży, tworząc blaszane miasteczko złożone z co najmniej kilkuset sztuk. Samoorganizacja mieszkańców przejawiająca się w tego typu zabudowie przeszła już na stałe do krajobrazu współczesnego miasta. Blaszane pajęczyny garaży rozrosły się do zadziwiających rozmiarów, stały się żywiołem nie do opanowania, swego rodzaju symbolem 'brania sprawy we własne ręce".  
 
Projekt "Falowiec Colour System" zakłada zastąpienie mało estetycznych szaro-burych ciągów układem barwnym zaczerpniętym z Falowca. W jednym z garaży powstanie zaimprowizowane biuro, gdzie właściciele garaży będą mogli wybrać dla siebie kolor z palety FCS. Zostanie też przeprowadzona ankieta badająca upodobania kolorystyczne mieszkańców. Pozwoli ona ustalić stosunek ludzi do problemu pstrokatych osiedli lub stwierdzić, że taki problem w powszechnej świadomości nie występuje. Na jedno pytanie na pewno nie uda się znaleźć odpowiedzi: Czy kolorystyka naszych rewitalizowanych osiedli, nawet jeśli czasem trafiona, musi pozostawać efektem "radosnej twórczości'? 
 
 
 
 
Aleksandra Litorowicz Instytut Badań Przestrzeni Publicznej
 
 
PRÓBNIKI MIEJSKICH KOLORÓW
 
Dekada termoizolacji polskich blokowisk przeobraziła nasz krajobraz dość fantazyjnie, jednak – co ciekawe – nad wyraz konsekwentnie. Jak Polska długa i szeroka, bloki przybierają barwy pastelowe lub fluorescencyjne (często na fasadzie jednego budynku), obsypywane są figurami geometrycznymi lub wielobarwnym konfetti, nie ominęły ich też skutki rozbuchanej narracyjności – wielką płytę pokrywają tęcze, słońca czy zwierzęta.  
 
„Pasteloza” – taką nazwę Filip Springer w swojej najnowszej książce „Wanna z kolumnadą” nadaje chorobie polskich blokowisk. Prowadzone przez niego „wywiady medyczne” z władzami spółdzielni mieszkaniowych osiedli z wielkiej płyty diagnozują rozmiary zastanej „epidemii”. Z rozmów wynika, że mieszkańcy po prostu dobrze czują się wśród koloru – ma być on remedium na szarość, smutek, nudę, ale także, jako swego rodzaju „dobro estetyczne”, służyć prestiżowi, dumie i odróżnieniu od sąsiadów z bloku obok.  
 
Ten zdecydowany odwrót od „szarzyzny” przybiera często karykaturalne formy i nie ma nic wspólnego z jakąkolwiek wizualną logiką okolicy. Nie jest to zresztą wyłącznie problem blokowisk. Nietrudno jest się natknąć na lunaparkowo odnowione rynki miast, budyniowate pierzeje kamienic czy kakofonię „kolorków” i ozdób na murach domów szeregowych lub jednorodzinnych. Ciekawe podsumowanie tych kolorystycznych ciągot i wyborów stanowi seria „Domy” Sławomira Elsnera. Stworzył on wizualny zapis przydomowej estetyzacji dokonywanej przez mieszkańców poprzez przyozdabianie swoich domostw połaciami różu, elementami żółci czy grą geometrii.  
 
Polskie prawo budowlane nie reguluje zasad związanych z kolorystyką. Wygląd ocieplanych i tynkowanych bloków jest najczęściej wynikiem upodobań estetycznych mieszkańców (zwykle kobiecej ich części), prezesów spółdzielni mieszkaniowych lub nawet, jak przytacza Springer, przypadkowej sekretarki. Kiedy dołożyć do tego fakt, że bloki są odnawiane w różnym czasie i należą do różnych wspólnot, a pod warstwą styropianu nieubłaganie ginie detal architektoniczny i wszelkie różnicujące ozdobniki, mamy gotową receptę na różnobarwny, geometryczny „legoland”, w którym na próżno szukać spójności estetycznej czy funkcjonalnej. Bo przecież kolor posiadał kiedyś funkcje – szata kolorystyczna osiedli stanowiła często jeden ze sposobów nawigacji po rozległych „mrówkowcach”.  
 
W najprostszym podziale rewitalizacja danego terenu może się odbywać na dwa sposoby – odgórny, oficjalny, jak i spontaniczny. Taką „dziką” rewitalizację odnajdujemy m.in. w dzielnicach artystycznych miast, w przeróżnych partyzantkach i spontanicznej estetyzacji miejsca dokonywanej przez jego mieszkańców. Przyglądając się zdecydowanej większości rewitalizowanych osiedli z wielkie płyty można odnieść wrażenie pomieszania tych dwóch sposobów działania. Nie chodzi już o zdobienie balkonów, robienie nasadzeń, malowanie garaży i ościeżnic, urządzanie oddolnej przestrzeni wspólnej. Estetyczne upodobania mieszkańców (czy silniejszych ich grup) są przekładane na oficjalne decyzje związane z „kolorowaniem” osiedli w trakcie termomodernizacji, często bez uwzględnienia kontekstu architektoniczno-urbanistycznego, z pominięciem takich pojęć jak spójność i harmonia. Dowodzi to faktu, że pełna dowolność i przypadkowość w przypadku tak złożonej i dominującej w krajobrazie struktury urbanistycznej, jaką bez wątpienia jest prefabrykowane budownictwo masowe, powoduje trwałą degradację krajobrazu (fizycznego, ale i kulturowego).  
 
Czy można za to winić mieszkańców? Oczywiście nie. Blok stanowi dla nich przestrzeń prywatną, intymną, przestrzeń tożsamości, interakcji, bezpieczeństwa – do swojego domu posiadają stosunek emocjonalny i przypisują mu znaczenia symboliczne. Winić można brak edukacji estetycznej, która powinna zostać prowadzona od najmłodszych lat i uwrażliwiać na kwestie m.in. koloru w architekturze, designie miejskim, produktach codziennego użytku, a także sprawnych mechanizmów współdecydowania mieszkańców o kolorystyce swojego miejsca zamieszkania, opartych na konsultacjach z architektami, możliwej palecie kolorów sporządzonej dla danego miejsca, obserwacji i namyśle. Tak zaplanowany proces nie sprowadza się wyłącznie do odmalowania tynku, ale pracy ze społecznością lokalną, która może stanowić narzędzie rewitalizacji także w wymiarze społecznym.  
 
Nie można przy tym zapominać, że „kolorowanie” miast w Polsce jest po prostu trudne, ze względu m.in. na warunkowania klimatyczne, zanieczyszczenia, brak wytycznych kolorystycznych, które biorą pod uwagę aspekty pogodowe, tonacyjne czy historyczne. Skodyfikowana księga koloru dla danego obszaru pomogłaby zharmonizować kolorystycznie nie tylko blokowiska, ale i całe miasta. Tego typu pomysł na własną kolorystykę nie sprowadza się oczywiście do jednego koloru. Systemy kolorystyczne proponują dziesiątki odcieni i tonów, które są punktem wyjścia do rozważnego kreowania tkanki miejskiej. Rozwiązania tego typu z powodzeniem funkcjonują m.in. w Szwecji czy metropoliach takich jak Londyn czy Moskwa, w których opracowana mapa kolorystyczna stanowi jedną z wytycznych warunków zabudowy i założeń rewitalizacyjnych. Pomagają w tym techniczne systemy kolorystyczne takie jak NCS (Natural Colour System) czy RAL, a także badania, które polegają m.in. na żmudnym fotografowaniu miejsc w różnych porach dnia, obserwowaniu koloru nieba, a następnie uśrednianiu kolorów i doborze barw dodatkowych i uzupełniających.  
 
W ostatnich latach możemy zaobserwować zwiększone zainteresowanie przestrzenią publiczną miast. Pojawiają się oddolne inicjatywy, które podejmują próby uporządkowania chaosu estetycznego i wypracowania mechanizmów rewitalizacji. Pospoliteruszenie.com, oprócz prezentacji elewacji z wielkiej płyty pokrytych „kolorowym trądem, wypryskiem zielonkawym, łojotokiem skośnym, różowymi ropniami i wągrami szarymi”, posiada dział zachęcający do prezentacji pomysłów na ich nowy wygląd. Od 2009 roku na Forum Polskich Wieżowców działa wątek „Nasze projekty modernizacji bloków z PRLu”, który także prezentuje dziesiątki autorskich propozycji. Za porządki w mikroskali ulicy zabrał się projekt „Filtrowa do usług”, który dąży do zaprojektowania koncepcji graficznej szyldu dla ulicy Filtrowej na warszawskiej Ochocie, a także wprowadzenia odpowiednich regulacji dotyczących estetyki witryn sklepowych.  
 
Projekt Kamili Szejnoch „Falowiec Colour System”, realizowany w ramach pobytu rezydencyjnego w Centrum Sztuki Współczesnej Łaźnia, także mógłby stać się pilotażem takich zmian. Mieszkańcy zostaną zaangażowani w malowanie „blaszanego miasteczka”, spontanicznie powstałego w okolicach gdańskiego Falowca, który sam w sobie stanowi już niezaprzeczalną dominantę w krajobrazie. Wyzwanie jest niemałe. Czy wspólna praca artystki z mieszkańcami sprawi, że przy wyborze kolorystyki będą kierować się czymś więcej, niż osobistymi preferencjami i przyzwyczajeniami? Czy będą się identyfikować ze zrewitalizowanymi miejscami? Kolor to przecież komunikacja i ekspresja. Jaki będzie więc estetyczny efekt końcowy?
 
 
 
 
 
  
 
Zaloguj/Zarejestruj
Instytucja kultury Miasta Gdańska